„Obława" - tylko w Millenium - TARNÓW - Polski Biegun Ciepła

„Obława" - tylko w Millenium

Akcja filmu rozgrywa się podczas II wojny światowej. Jej głównym bohaterem jest kapral Wydra, żołnierz oddziału partyzanckiego, specjalizujący się w wykonywaniu wyroków śmierci na Niemcach i polskich zdrajcach. Tym razem Wydra dostaje rozkaz zabicia swojego szkolnego kolegi – konfidenta Kondolewicza. Po przyprowadzeniu konfidenta do lasu, na miejsce egzekucji, Wydra znajduje martwe ciała kolegów z oddziału. Wszyscy mają poderżnięte gardła...

O filmie
Kino do dyskusji. „Obława” Marcina Krzyształowicza wpisuje się w gigantyczny dorobek kina polskiego pokazującego drugą wojnę światową, jest jednak propozycją zdecydowanie odmienną od kanonicznych dzieł polskiej szkoły filmowej. Poprzez nerwowy, nielinearny rytm historii, Krzyształowicz czerpie w większym stopniu z dziedzictwa postmoderny niż z doświadczeń rodzimych klasyków. Odwaga w nielinearnym komponowaniu wątków, często na granicy czytelności, dotyczy także interpretacji psychologicznej postaw bohaterów. W „Obławie” ścigani stają się ścigającymi, a mentalnym kolorem bohaterstwa nie jest honor, lecz ambiwalencja.

Gdyby podjąć trud rozpisania filmu po kolei, scena po scenie, ale w układzie chronologicznym, mielibyśmy do czynienia z dosyć sztampową wojenną opowieścią - kameralnym dramatem zdrady. Meandryczna struktura filmu, umiejętnie stosowane retrospekcje, retardacje i peryfrazy, unoszą jednak „Obławę” o piętro wyżej. Podobnie jak w nowym, udanym filmie Sergieja Łoźnicy - „We mgle”, widz staje się współuczestnikiem historii odsłaniającej się wariantowo, zapętlonymi fragmentami, i w efekcie nie dającej jednoznacznych odpowiedzi, ani pokrzepiającego happy endu. To warte podkreślenia novum w polskim kinie historycznym, zwyczajowo bazującym na strategiach narracyjnych rodem z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku.

Stojący na czele partyzanckiego oddziału kapral Wydra (Marcin Dorociński), tropi Niemców i polskich konfidentów, ale cały czas gnębią go również prywatne demony. Coś jest w tym facecie odpychającego, przewrotnego, niestabilnego, jakiś feler z zaszłości który nie pozwala do końca uwierzyć w patriotyczne, ojczyźniane ideały. Wydra jest egzekutorem Armii Krajowej. Okrucieństwo za okrucieństwo. Zabiera ze sobą konfidenta na środek lasu, pociąga za spust, strzela w tył głowy. Nie pyta o winę oskarżonych, nie obciąża sumienia, wypełnia jedynie rozkazy Polskiego Państwa Podziemnego. Dylematy pojawią się kiedy Wydra będzie musiał wykonać egzekucję na właścicielu młyna, kolaborancie Kondolewiczu (Maciej Stuhr), dawnym szkolnym koledze kaprala.

Operator, Arkadiusz Tomiak osiąga w filmie mistrzostwo w fotografowaniu brutalnej rzeczywistości dookolnej. Wszystko choruje na tej wojnie. Ludzie, zwierzęta, przyroda. Obiektywnie piękna natura w perspektywie niestabilnych bohaterów wykrzywia się i koślawi. Zgniły tumor toczy ziemię, liczą się instynkty. Nie ma czasu na filozoficzne rozważania, etyka jest zapomnianym wyrazem ze słownika, a dla większości bohaterów ważne jest jedynie przetrwanie, ocalenie życia za każdą cenę - również nielojalności, krzywoprzysięstwa czy oszustwa. O dylematach moralnych świadczy jedynie niespokojna zmarszczka na czole żony Kondolewicza (świetna Sonia Bohosiewicz), albo humanitarne, pełne współczucia spojrzenie. Zły świat czasami chciałby stać się lepszy. Nic jednak nie jest ani na pewno, ani na zawsze. „Wydra” naciska spust pistoletu nie pytając o winę, Kondolewicz tłumaczy się wiarygodnie, że chciał jedynie utrzymać rodzinę, w tle pojawia się także delikatnie zarysowany, zaprzątnięty pod dywan historycznej niepamięci, problem kolaboracji Ślązaków wcielonych do Wehrmachtu.

Stacjonujący w Bieszczadach oddział partyzantów pod wodzą Wydry to w filmie Krzyształowicza banda wydziedziczonych. Romantyczna fantazja z „Lotnej” Wajdy czy z indoktrynujących filmowych potworków Passendorfera, została zastąpiona cuchnącym weryzmem. Powiedzenie „za mundurem panny sznurem”, brzmi w tym przypadku ironicznie. Bo nie ma już żadnych mundurów, jedynie grube swetry, rubaszki i dziurawe cholewy. Żołnierze, ukryci w opustoszałych, ciasnych siedliskach, tęsknią za ciepłą dupą i gorącą zupą. Nikogo nie stać na wojenną galanterię, to walka o znieczulenie. Taka wizja na pewno nie wszystkim się spodoba. Łatwiejszy do przyjęcia byłby dwubarwny schemat z wyraźnym podziałem na dobrych i złych bohaterów, z jasnym wyłożeniem racji. Tego w filmie Krzyształowicza nie znajdziemy. „Śmierć drąży to lato” - pisał Konwicki w „Kilku dniach wojny...”. Drąży także jesień, wiosnę i zimę. Cztery pory matni.

Łukasz Maciejewski

FILM

KINO MILLENNIUM: 02.11.2012 – 08.11.2012

Reżyseria: Marcin Krzyształowicz

Obsada: Marcin Dorociński, Maciej Stuhr, Sonia Bohosiewicz, Weronika Rosati

Szczegóły: wojenny/thriller, Polska, 2012, 90 min.

www.mck.tarnow.pl


Europejski Fundusz Rozwoju RegionalnegoEuropejski Fundusz SpołecznyProgram czyste powietrze - weź dotację, wymień piecEkointerwencja - Zgłoś spalanie odpadów lub naruszenie uchwały antysmogowejTarnów.pl miesięcznik miejski