Konstytucja 3 maja
W kwietniu 1919 roku Sejm odrodzonej Rzeczypospolitej przyjął uchwałę na mocy której rocznica uchwalenia Konstytucji 3 maja uznana została za święto narodowe. Było to jedynie formalne potwierdzenie istniejącego stanu rzeczy. Już w wieku XIX rocznica konstytucji była dla Polaków świętem. Obchodzono ją uroczyście, jako dzień polskiego triumfu. Niewielu skłonnych było uważać, a tym bardziej publicznie głosić, iż uchwalona 3 maja 1791 roku ustawa zasadnicza była polityczną katastrofą i przyczyną kolejnych nieszczęść. Ale niewielu, nie znaczy - nikt.
Bez nas
3 maja 1791 roku to był ciepły, wiosenny, wtorkowy dzień. Salę Senacką, schody i dziedziniec Zamku Królewskiego w Warszawie wypełniał tłum ludzi ciekawych mających nastąpić wydarzeń.
A wydarzenie było rzeczywiście historyczne. Uchwalona tego dnia Konstytucja zmieniała ustrój państwa. Wprowadzała trójpodział władzy, ograniczała polityczne przywileje i immunitety, zapewniała swobodę wyznania, określała wysokość podatków i liczebność armii. Czyniła z Polski, mówiąc dzisiejszym językiem, monarchię konstytucyjną.
Kiedy w 1919 roku Sejm odrodzonej Rzeczypospolitej przyjął uchwałę, na mocy której rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja uznana została za święto narodowe, było to jedynie formalne potwierdzenie istniejącego wcześniej stanu rzeczy. Już w wieku XIX rocznica Konstytucji była dla Polaków świętem. Obchodzono ją uroczyście również w Tarnowie, choć kiedy w Warszawie obradował Sejm Wielki, nie mogli uczestniczyć w jego obradach posłowie z Tarnowa, bo miasto od lat 19 leżało już w granicach państwa Habsburgów, a tarnowianie byli poddanymi nie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, a cesarza Leopolda II.
XVIII wiek to był jeden z najgorszych okresów w całej historii Tarnowa. Miasto pogrążone było w głębokim kryzysie z powodu ciągłych przemarszy wojsk, rabunków i konieczności płacenia kontrybucji. Miarą ówczesnego upadku niech będzie fakt, że nikt nie chciał wziąć na siebie obowiązków burmistrza.
Wojska austriackie wkroczyły do Tarnowa w lipcu roku 1772. W obrębie murów miejskich żyło około 1 500 mieszkańców, z których większość stanowili Zydzi.
Oficjalnie i formalnie rządy nowej władzy, która przetrwać miała 146 lat, rozpoczęły się ogłoszeniem uniwersału cesarzowej Marii Teresy i zawiadomiieniem mieszczan, że stali się poddanymi monarchii habsburskiej. Tarnów został stolicą okręgu w cyrkule pilzneńskim, a w roku następnym miejscy rajcy złożyli przysięgę na wierność monarchii habsburskiej.
Część młodych mieszkańców uciekła na tereny objęte władzą polskiego króla, a powodem tego desperackiego kroku były nie tyle względy ideowe, ale nieznany w Rzeczypospolitej, a wprowadzony przez Austriaków, przymusowy pobór do wojska.
Fundamentalne polemiki
Ostatni okres istnienia I Rzeczypospolitej, przyczyny rozbiorów i sytuacja kraju w okresie zaborów, były przez dziesięciolecia tematem najżywszych bodaj dyskusji historycznych w Polsce. Historycy krakowscy, określani mianem krakowskiej szkoły historycznej, przyczyn upadku państwa upatrywali przede wszystkim w winach własnych Polaków. W opozycji do nich szkoła warszawska stawiała tezę, że u schyłku I Rzeczypospolitej dokonały się we wszystkich dziedzinach życia zmiany pozytywne, jednak dalszy pomyślny byt i kontynuacja tych zmian zostały przerwane przez zaborców.
- Trzeba też raz przyjść do przekonania, że zagłada nasza polityczna, w dziejach nowożytnych narodów bezprzykładna, jedyna, nastąpić mogła po całym szeregu błędów, po długim gwałceniu tych wyższych praw, jakie Bóg narodom dla ich życia i rozwoju przepisał... – napisał pod koniec lat siedemdziesiatych XIX wieku, w pracy „Dzieje Polski w zarysie” Michał Bobrzyński, profesor krakowskiego uniwersytetu, członek Polskiej Akademii Umiejętności, ale też galicyjski polityk, poseł i namiestnik Galicji w latach 1908 – 1913.
Tadeusz Korzon natomiat, czołowy przedstawiciel szkoły warszawskiej, w referacie „Błędy historiografii naszej w budowaniu dziejów Polski” wygłoszonym we Lwowie podczas zjazdu historyków, stawiał niektórym swoim kolegom po fachu otwarte zarzuty. Zdaniem profesora Korzona, historycy niektórych szkół w badaniach swych zamiast określania cech wieku, faktu, lub działacza historycznego, wysuwali żarliwość swoją dla wyznania katolickiego, lojalność swoją względem dynastii, obronę pewnej formy rządu, zalecanie pewnych sojuszów, sympatię lub antypatię dla niektórych narodów, niechęć do pewnych kierunków naukowych lub filozoficznych...
Jeszcze bardziej otwarcie krytykował sposób myślenia krakowskich historyków Władysław Smoleński, inny przedstawiciel szkoły warszawskiej, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. - Zamiast możliwie obiektywnego konstatowania zdarzeń szkoła krakowska nagina je ku poparciu celów praktycznych; zamiast umiejętnego przedstawiania logiki faktów – z wyżyn swej doktryny sądzi przeszłość, rzucając na nią potępienia i klątwy... - pisał w swoim studium „Szkoły historyczne w Polsce. („Główne kierunki poglądów na przeszłość)” wydanym w roku 1898.
Jeden z ciekawszych wątków dyskusji dotyczył „optymistycznej” i „pesymistycznej” koncepcji przyczyn rozbiorów. Historycy krakowscy skłonni byli przyjmować, iż twierdzenie o winie własnej ma charakter pesymistyczny. Inni twierdzili przeciwnie, że naprawdę pesymistyczna jest dopiero teza, iż nie mieliśmy żadnego wpływu na własne losy. W toczących się w wieku XIX i okresie międzywojennym sporach naukowców, krytykowano i chwalono politykę Stanisława Augusta Poniatowskiego, potępiano zdrajców, kreowano bohaterów narodowych. Nie brakowało jednak także głosów krytycznie oceniających postawę reformatorów, których określa się potocznie mianem obozu patriotycznego lub stronnictwa konstytucyjnego.
Przeciw atrofii
Odrodzenie Polski po latach saskiego upadku, wyzwolenie się od wpływu obcych państw na bieżącą polską politykę, a przede wszystkim zrzucenie kurateli rosyjskiej i ratowanie niepodległości było celem stronnictwa patriotycznego, które w trakcie obrad zawiązanego w konfederację sejmu czteroletniego przeprowadziło ważne reformy w politycznym i społecznym ustroju państwa. Ich celem było wzmocnienie władzy państwowej i likwidacja podstaw oligarchii magnackiej. Zadanie nie było łatwe, jak każda reforma w każdych czasach. Zwłaszcza, że Rzeczpospolita, budująca swój ustroj w oparciu o zasady demokracji, a położona między Rosją, Prusami i Austrią, stanowiła ich polityczne i ustrojowe przeciwieństwo.
Świadomi wagi sytuacji zwolennicy zmiany ustroju, którym przewodzili Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj, nie cofnęli się nawet przed zamachem stanu, uchwalając konstytucję pod nieobecność większości posłów. W polityce zagranicznej receptą na rosyjską dominację miało być odwrócenie sojuszy i związek z Prusami.
Dzieło sejmu z lat 1789 – 1792, nie bez powodu nazwanego „Wielkim”, przeszło do historii jako pozytywny symbol polskiej myśli politycznej, szczytowe osiągnięcie w procesie ratowania zagrożonej państwowości. Próbę ustalenia podstaw ustroju Rzeczypospolitej zgodnie z postulatami zwolenników reform. Próbę nieudaną ze względu na nielojalność Prus, siłę sąsiednich mocarstw i magnacki spisek przeciw reformom połączony ze zdradą, której symbolem stała się „po wsze czasy” konfederacja targowicka i osoby Franciszka Ksawerego Branickiego, Stanisława Szczęsnego Potockiego i Seweryna Rzewuskiego. Taka ocena dorobku sejmu powszechna jest również obecnie i taką też ocenę konstytucji, pierwszej w Europie i drugiej w świecie, w licznych okolicznościowych przemówieniach prezentuje się przy okazji kolejnych rocznic jej uchwalenia. Jeśłi pojawiają się w nich krytyczne opinie, to sprowadzają się do twierdzenia, że twórcy konstytucji padli ofiarą własnych, szalechetnych intencji. Nie docenili licznych wrogów – tak krajowych jak i zagranicznych, w efekcie czego ich wysiłki zakończyły się porażką.
Co Sejm powinien był przewidzieć?
Czas świętowania narodowych rocznic nie jest, i nie powinien być, momentem do weryfikowania historycznych przekonań, ale faktem jest, że istnieje w polskiej historiografii również inny nurt, w odmienny zupełnie sposób przedstawiający ostatnie lata Polski przedrozbiorowej i role, jakie odegrały poszczególne osoby dramatu w drugiej połowie XVIII wieku.
W 1947 roku ukazało się pierwsze wydanie zbioru pamfletów dziejopisarskich „Dzieje głupoty w Polsce”. W sporej części dotyczą one okresu panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego, Sejmu Wielkiego i przyczyn rozbiorów. Autor, Aleksander Bocheński, cytuje różne głosy i opinie wielu polskich historyków, zdecydowanie jednak opowiadając się po stronie tezy, iż to nie grupa polityków, których zwykło się określać mianem stronnictwa patriotycznego, miała najlepszą receptę na ratowanie kraju, a jeżeli sejm i konstytucja były czegokolwiek symbolem, to raczej braku polskiej myśli politycznej.
Podstawą takiego rozumowania jest przekonanie, że w drugiej połowie XVIII wieku żadne reformy ustroju nie mogły pomóc państwu, które nie było już wówczas samodzielne, bo znajdowało się pod kuratelą Rosji i Prus. Jedyną szansą dla Polski było jeszcze prowadzenie ostrożnej polityki zagranicznej, a konkretnie rezygnacja z wszystkich działań, które mogłyby drażnić sąsiednie mocarstwa. Najlepszym zaś rozwiązaniem było ścisłe związanie się z Rosją – najsilniejszym wówczas z państw uczestniczących w rozbiorze. Ten sojusz zepchnąłby Rzeczpospolitą do roli rosyjskiego lenna, ale pozwolił zachować formalną niepodległość i integralność terytorialną. W tym kontekście dorobek Sejmu Wielkiego, konstytucja i próba reformy ustroju były jednym z ostatnich gwoździ do trumny polskiej niepodległości.
W myśl tej interpretacji już pierwszy rozbiór był spowodowany błędami polskiej polityki zagranicznej. Katarzyna II nie była zainteresowana rozbiorem Polski, została jednak do niego zmuszona. Z jednej strony Polacy nie chcieli być sojusznikiem Moskwy w wojnie z Turcją, z drugiej, wobec niebezpieczeństwa stworzenia koalicji antyrosyjskiej z udziałem Prus, Austrii i Turcji, Rosja zdecydowała się zneutralizować to niebezpieczeństwo godząc się na „krojenie polskiego tortu”.
Naiwne rojenia, że Prusy będą nas bronić przed Rosjanami, zaowocowały drugim rozbiorem Polski i przyspieszyły ostateczny upadek państwa. Upadek tym bardziej bolesny, że kilku zaledwie lat zabrakło, by doczekać innej zupełnie sytuacji geopolitycznej.
Polityki przymierza pruskiego nie można obronić, skoro doprowadziła do katastrofy. Sejm wyzywał Rosję, a nie przysposobił armii – pisał profesor Adam Skałkowski w tekście „Uwagi o usiłowaniach niepodległościowych na przełomie XVIII i XIX wieku” – (...) Sejm rządzący powinien był przewidzieć i wojnę z Rosją i reakcję staroszlachecką i przymierze tych czynników, z natury swej przeciwnych ustrojowi pomajowemu. Skałkowki nie był w swoich poglądach na błędną politykę Sejmu Wielkiego odosobniony.
Reasumując – polityka stronnictwa niepodległościowego, które skłonne było ryzykować los państwa, byle pozbyć się rosyjskiej dominacji spowodowała, że nie udało się doczekać śmierci Katarzyny, panowania jej syna Pawła (którego nienawiść do matki była na tyle duża, że zdarzało mu się wykonywać w trakcie swych rządów polityczne gesty jakby „na złość mamie”), czy wreszcie panowania Napoleona we Francji.
Bić się, czy politykować
Nie jest rzeczą możliwą rozstrzyganie w tym miejscu sporów i dylematów, którym poświęcono opasłe tomy naukowych rozpraw, a które zostały powyżej jedynie w największym skrócie zasygnalizowane.
Faktem jest natomiast, że przez cały prawie wiek XIX była obecna w polskiej polityce opcja odbudowy państwowości w drodze osłabienia sojuszu mocarstw rozbiorowych poprzez porozumienie się z jednym z zaborców. Ksawery Drucki – Lubecki, Adam Czartoryski, Aleksander Wielopolski, w końcu Roman Dmowski skłonni byli szukać oparcia w Rosji. Józef Piłsudski stawiał na związek z Niemcami i Austrią przeciwko Rosji. Ale faktem jest również, że zdecydowana większość Polaków przez długi czas, mimo kolejnych klęsk militarnych, taki sposób myślenia uznawała za zdradę narodową, podzielając sformułowane w 1800 roku przez Tadeusza Kościuszkę hasło, iż jedynie słuszną drogą odbudowy państwa jest zbrojna walka ze wszystkimi zaborcami.
Opracowując tekst korzystano z prac:
Michał Bobrzyński „Dzieje Polski w zarysie”
Wacław Smoleński „Szkoły historyczne w Polsce. (Główne kierunki poglądów na przeszłość)”
Aleksander Bocheński „Dzieje głupoty w Polsce”
Andrzej Ajnenkiel „Polskie konstytucje”
Przeczytaj, jak w tym roku będą wyglądały obchody 3 maja w Tarnowie.